środa, 2 kwietnia 2014

Assassin's Creed: Porzuceni - Oliver Bowden


Liczba stron: 448
Wydawnictwo: Insignis
OCENA: 8+/10

"Assassin's Creed: Porzuceni" jest już piątym tomem serii, która powstała na bazie bestsellerowym cyklu gier. O ile początkowe części gier porywały, uzależniały i zniewalały myśli, tak ich książkowe odpowiedniki zawiodły mnie na całej linii. Były wręcz kopią. Autor nie oddał nic od siebie, przelewając jedynie scenki na papier. Trzeciej części gry nie ukończyłem. Utknąłem w końcówce i od roku nie potrafię uczynić kroku naprzód. Nie porwała mnie ani trochę. Książek Bowdena miałem nie ruszać, ale chciałem poznać zakończenie gry. Nie uwierzycie jak bardzo zostałem zaskoczony!


Haytham Kenway jest zamożnym dzieckiem mieszkającym w XVIII-wiecznym Londynie. Jego życie jest straszliwie monotonne, a co więcej, pozbawione jakichkolwiek zabaw z rówieśnikami etc. Nie ma żadnym kolegów, przyjaciół. Jego kontakty kończą się na starszej siostrze, rodzicach oraz służbie. Jedynym zajęciem jest systematyczna nauka szermierki z ojcem. Nikt nie wie w jakim celu chłopiec pobiera nauki. Wszystkiego ma się dowiedzieć po ukończeniu dziesiątego roku życia. Ten moment staje się bardzo pożądany przez Kenwaya. Nie dosyć, iż dostanie wiele odpowiedzi, to także dowie się wszystkiego na temat starannie ukrywanej przeszłości swojego ojca Edwarda. Do tego momentu jednak nie dochodzi. Rezydencja rodziny Kenwayów stała się atakiem najemników. Posesję spalono, a ojca zamordowano. Od tej pory chłopcem zaopiekuje się przyjaciel rodziny. Nie zdaje sobie jednak sprawy, iż przez to zostanie wciągnięty w odwieczną i elektryzującą walkę templariuszy z asasynami. Po której stronie stanie Haytham? Jakie będą skutki tejże decyzji?

Jak wspomniałem we wstępie moim jedynym celem było poznanie zakończenia gry. Byłem święcie przekonany, iż dostanę to co zwykle - dobre, aczkolwiek płytkie czytadło. Poprzednie części wciągały, ale były niezwykle chaotyczne, a całość nie oddawała wspaniałości gry. Piąty tom okazał się totalnym przeciwieństwem!

Książka wciąga czytelnika w trybie natychmiastowym. Sam pierwszy rozdział, a właściwie wpis z dziennika głównego bohatera, nie pozwala przestać myśleć o tej książce i dalszych losach postaci. Zapewniam Was, że ciężko było mi się od niej oderwać. Powodów była cała masa. Najważniejszym okazał się Haytham. Jego historia wypełniona jest brutalnością, intrygami, ciągłymi potyczkami, dramatem, ale i radością, zauroczeniem, a także szczęściem. Postać ta niezwykle intryguje. Ci którzy grali w grę, a nie czytali tej książki, myślę, że wiedzą o czym mówię. 

Akcja książki skacze po całym świecie, ale największym smaczkiem jest proces powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki. Oliver Bowden daje nam możliwość zapoznania się m.in z taką postacią jak Jerzy Waszyngton, tudzież zwiedzenia XVIII-wiecznego Bostonu, a także Nowego Jorku. Świetny okazał się także pojedynek, pomiędzy dwoma zakonami, a właściwie jego brak... Po raz pierwszy mamy szansę przyjrzeć się Templariuszom od wewnątrz, czego dotychczas nie było. Przepaść między śmiertelnymi wrogami zostaje niejako zatarta, co wywołuje wiele rozmyślań u czytelnika, gracza. W tej książce nie obce są także rozważania egzystencjalne, filozoficzne. 

Mankamenty, które towarzyszyły poprzednim częściom cyklu nadal pozostają te same. Postaci są słabo przedstawione (wyjątkiem jest Haytham). Nie wiemy o nich nic, poza drobnymi uczynkami, przez co jesteśmy w stanie przypiąć im karteczkę z jedną cechą. Nie znajdziecie tutaj także jakichś powiązań pomiędzy wątkami. W jednej chwili jesteśmy w Nowym Jorku, po to by za moment znaleźć się w Damaszku. Niczego pomiędzy. 

Te minusy zostały jednak przyćmione przez Haythama i jego historię. Należycie mnie usatysfakcjonowała. Dlaczego? Wydaje mi się, iż powodem jest skupienie się jedynie na tej postaci, a nie na Connorze, jak było to w grze. Asasyn bardzo mnie irytował, a Haytham intrygował. Przedstawienie jego historii przez Bowdena było fantastycznym zabiegiem. Owszem, wielu znamienitych autorów zrobiłoby to o niebo lepiej, jednak patrząc przez pryzmat poprzednich części, to nastąpił olbrzymi progress. Wniosek wychodzi sam: koniec z kopiowaniem gier!

"Assassin's Creed: Porzuceni" okazał się bardzo dobrą lekturą. Pozwala nam odejść kilka stuleci wstecz i zatracić się w elektryzującym pojedynku pomiędzy odwiecznymi wrogami. Brak całkowitego wzorowania się na grze wyszedł tej książce na dobre, przez co staje się świetnym dopełnieniem gry, a dla czytelników solidną lekturą, która świetnie wprowadza w świat asasynów. Brak znajomości poprzednich części w niczym nie przeszkadza, tak więc śmiało możecie zacząć od tej części. Czy mój stosunek do Bowdena uległ zmianie? Nie, jednakże bez wątpienia "Porzuceni" to najlepsza część, z tych, które dotychczas przeczytałem.


Zapraszam Was również do zapoznania się z opinią dotyczącą trzech książek ze świata "Assassin's Creed":

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz