piątek, 7 lutego 2014

Pan Lodowego Ogrodu. T.1 - Jarosław Grzędowicz


Liczba stron: 544
Wydawnictwo: Fabryka Słów
OCENA: 8/10

Na polskiej scenie książek fantastycznych ciężko o znalezienie czegoś spektakularnego, pozbawiającego tchu, niszczącego system. Możemy wyróżnić jedynie Sapkowskiego z Geraltem i długo długo nic. Ptaszki ćwierkają, iż godnym uwagi jest również Dukaj. Piekara z pewnością wybija się z szarego szeregu, jednak nie dorównuje Wiedźminowi. Cała reszta pisarzy odnajduje się w literaturze bardziej rozrywkowej, gdzie ciężko powiedzieć coś o epickości, a dobrej zabawie z kubkiem gorącej herbaty. Tyle. Kiedyś zapewniano mnie o Grzędowiczu i jego "Panu Lodowego Ogrodu". Nie dobrnąłem nawet do 1/5. Znudziłem się. Z czasem postanowiłem dać jemu jeszcze jedną szansę. Czy tym razem to spotkanie było owocne?


Główny bohater Vuko Drakkainen to wyszkolony komandos z Europy, który rusza na misję ratunkową na odległą planetę Midgaard, zamieszkaną przez istoty bardzo podobne do ludzi. Cel wyprawy? Prościutki. Vuko musi uratować i przyprowadzić z powrotem kilku Ziemian, który stracili kontakt z bazą główną. Jeśli coś narozrabiali, to zadaniem Drakkainena będzie posprzątanie bałaganu. Wszystko wydaje się być łatwe i przyjemne. Sytuacja zaczyna się komplikować po wylądowaniu. Nic nie jest takie jak być powinno. Zapewnienia szefostwa nie mówiły niczego o śmiertelnie niebezpiecznych stworzeniach, ślad po zaginionej załodze zniknął, a na dodatek Drakkainen znalazł się w samym środku wojny bogów. Wojny o na temat której mało kto posiada jakieś przydatne i szczegółowe informacje. Mieszkańcy Midgaardu nie wiedzą co począć, żyją w przerażeniu, a mieszkańców Ziemi ani widu, ani słychu.

Bardzo ciężko jest opisać fabułę pierwszego tomu, ponieważ wbrew pozorom jest zawiła, a początek powieści wydawał się nieco chaotyczny i trudny w odbiorze. Było mi momentami bardzo ciężko połapać się o co tak naprawdę autorowi chodzi. Z jednej strony wszystko jest jasne i klarowne, ale z drugiej panuje zamieszanie i taki brak kontroli nad tym co czytamy. Ten stan rzeczy trwał dosyć długo, przez co trzeba wykazać się nie lada wytrwałością i upartym dążeniem do celu.

Kolejną dziwną dla mnie kwestią były opisy, dużo opisów, bardzo dużo opisów. Jestem w okolicach dwusetnej strony i zastanawiam się nad jednym - "Panie Jarosławie, czy Pan wie co to są dialogi, w jakim celu się je stosuje i dlaczego warto z tego korzystać?". Autentycznie wcześniej wspomnianej liczby dialogi stanowią ze 20% wszystkiego. Uwierzcie, że nieraz miałem ochotę odłożyć tę książkę, bo po prostu się męczyłem.

Chwała Bogu, że tego nie zrobiłem. Połowa książki równa się kompletnej zmianie wizerunku. Całość staje się zrównoważona. Dialogi zaczynają odgrywać ważną rolę, ilość opisów już nie przytłacza, a zachwyca swoją dokładnością, szczegółowością i perfekcją. Przywołanie obrazów miejsc, akcji jest błahostką, przez co mamy przed oczami film z detalami. Do tego zaserwowano nam oryginalny język. Nie jest najłatwiejszy, jednak w kompozycji ze stylem pisarskim otrzymujemy coś co zachwyca.

Bohaterowie mają swoje dobre i złe strony. Pierwszoplanowi są genialnie opracowani. Vuko nie jest szarą istotą do zabijania. Znamy cząstkę jego przeszłości, poznajemy wewnętrzne rozterki, przemyślenia etc. Reszta to już inna bajka. Są bardzo schematyczni, jednowarstwowi, płytcy. Ciężko powiedzieć o nich coś więcej, bo po prostu tego nie ma. Gdy mamy styczność z wojem, to z wojem. Służy do walki i tyle. Zero czegokolwiek.

Przez całą powieść towarzyszy nam wisząca w powietrzu tajemniczość, sekrety i ciekawość, poczucie grozy. Pomimo pięciuset stron nadal ciężko mi stwierdzić co będzie się działo dalej. I to chyba jest największą zaletą powieści. Nie mamy niczego podanego na tacy. Wszystkiego trzeba się domyślić. Jedynym źródłem informacji jest końcówka, która ma charakter żywcem wyciągnięta z Nolanowskiego filmu. Naprawdę czułem się jakbym oglądał "Incepcję", czy "Prestiż". Wyobrażenia za każdym razem inne.

Czy polecam? Jak najbardziej! Uważam, że nie można przejść obojętnie wobec tej powieści. Jest to dawka porządnej literatury i oczekuję na dalsze tomy cyklu. Trzeba jednak zaznaczyć, że dziełem wybitnym póki co nie jest. Troszeczkę się zawiodłem. Recenzje oferowały mi coś niesamowitego, a tak nie było. Początek, no, 1/3 powieści jest bardzo słaba, a nadmiar opisów drażni. "Pan Lodowego Ogrodu" ma spory potencjał i liczę, że będzie on wykorzystany do granic możliwości. Po prostu dajcie tej książce szansę i niech nie odrzuci Was "początek". Dalej będzie tylko lepiej. Zapewniam!

4 komentarze:

  1. Oho, skoro aż tak bardzo drażniły Cię opisy w pierwszym tomie, to ja nie wiem, jak zareagujesz na drugi...chyba bardzo alergicznie :) Pierwszy tom jest wyśmienity, bardzo mi się podobał, wciągnął od początku, chociaż też się nie mogłam połapać w chaosie - tu dziwna kraina, tu siada technika, a tam wspomniane tesco...Wsiąkłam na dobre. Drugi tom jest po prostu inny - wydaje się mroczniejszy, ale też bardziej flegmatyczny, więc chyba przy nim się zanudzisz :). Trzeci znowu rewelka i czwarty wypożyczyłam w poprzednim tygodniu z biblioteki. Chętnie przeczytałabym całą serię od początku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko nie będzie w nim chaosu, to spokojnie przebrnę. :D Oby nadgonił końcówką, bądź w całości był znakomitą lekturą. :)

      Usuń
  2. A mówiłam, żebyś dalej czytał? :)

    OdpowiedzUsuń