piątek, 3 stycznia 2014

Zwiadowcy. Królewski zwiadowca - John Flanagan


Liczba stron: 488
Wydawnictwo: Jaguar
OCENA: 4/10

Miało już niczego nie być. Najpierw zapewniono nas, że księga 10 cyklu "Zwiadowcy" będzie ostatnią. Za jakiś czas zostaliśmy obdarowani księgą 11., czyli zbiorem opowiadań, który fantastycznie zamykał dzieło Johna Flanagana. Całość i tak wydawała się już być odrobinę przeciągnięta. Ale stało się. Stało się to, co bardzo mnie ucieszyło i jednocześnie zmartwiło. Zostaliśmy obdarowani kolejną księgą cyklu. To, co miało zostać zakończone ponownie odwiedziło księgarnie na całym świecie. Czy była to mądra decyzja?


Od wydarzeń opisanych w "Zaginionych historiach" minęło kilkanaście lat. W tym czasie zaszło wiele nieuchronnych zmian. Król Duncan nie jest w stanie sprawować władzy. W jego imieniu rządzi córka władcy Cassandra, wraz ze swym mężem, pierwszym rycerzem królestwa Araluenu sir Horacym. Znamienity Halt całkowicie poświęcił się życiu z lady Pauline, rezygnując tym samym z funkcji zwiadowcy. Na czele Korpusu stanął Gilan. Will natomiast pracuje przy zamku Redmont. Jego wizerunek uległ największej zmianie, wręcz obrócił się o 180 stopni. Stał się ponurakiem, osobą z której została wyssana radość życia. Głównym i jedynym powodem jest osobista tragedia, jaką przeżył Treaty. Cios okazał się zbyt dotkliwy, przez co nie jest w stanie się pozbierać i kroczyć naprzód. Przyjaciele Willa są bardzo zmartwieni. Nic nie jest w stanie go uszczęśliwić, czy choćby wywołać uśmiech na twarzy. Gilan także jest bezradny. Jego podwładny już dwa razy odrzucił misję zleconą przez niego. Następny taki uczynek przyniesie zwolnienie z szeregów elitarnych zwiadowców.  W końcu wpadają na pomysł z uczniem. Tą osobą okazała się być księżniczka Maddie, a zarazem chrześniaczka Willa. Ten początkowo był nastawiony bardzo sceptycznie. Z czasem zmienił swoje nastawienie i zobowiązał się do wyszkolenia Maddie na zwiadowczynię, pierwszą w historii!

Te kilkanaście lat, które dzieli księgę 12. z 11. są nie do przeskoczenia. Zmieniło się absolutnie wszystko, ze wskazaniem na bohaterów. Żaden z nich nie jest tym, z którymi  się zaprzyjaźniliśmy. Ich cechy zostały gdzieś zgubione po drodze, przez co pozostały tylko imiona, dzięki którym wiemy kto jest kim. Cała reszta wyparowała. Dodatkowo są tylko tłem. Przez całą książkę towarzyszy nam Will i jego uczennica, tak jakby autor zapomniał o pozostałych bohaterach. Nie lepiej jest z innymi aspektami.

John Flanagan wyraźnie wszedł w schematy. O ile przy poprzednich tomach było to do przełknięcia, zaakceptowania i polubienia,  tak tutaj pojawiła się zasada kontrastu. "Królewski zwiadowca" jest powtórką  pierwszego tomu, czyli "Ruin Gorlanu". Autor nie zrobił nic, aby jakoś nam ją uatrakcyjnić. Ponownie jesteśmy świadkami nauki fachu, tych samych wydarzeń, nawet zdań! W pierwszej części te sytuacje wywoływały uśmiech na twarzy. Teraz pojawia się ziewanie. Całości towarzyszy naiwność, powtarzalność, nuda, przewidywanie sytuacji.

Pomimo tych złych cech Flanagan czaruje piórem. Książkę czyta się jednym tchem. Nie jest specjalnie obszerna, przez co dwa dni nam całkowicie wystarczą na przeczytanie kolejnej części. Muszę przyznać, że tylko australijski pisarz ma tak niepowtarzalny i unikatowy styl. Pisze w bardzo prosty, ale jednocześnie hipnotyzujący sposób. Tylko jego książki mają ten klimat, który przenosi mnie z powrotem do lat dzieciństwa. Za każdym razem bardzo dobrze się przy tym bawię. Szkoda, że tym razem nie mogłem jej zaliczyć do udanych.

Niewątpliwie "Królewski zwiadowca" jest najsłabszą częścią cyklu. Przykro mi o tym mówić. Tym razem magia autorskiego pióra nie niewiele się zdała. Flanagan kompletnie się zatracił w schematach, księga 12. aż od nich kipi! Liczyłem na kolejną magiczną podróż, a otrzymałem tzw. "odświeżony kotlet". Książka tylko dla fanów cyklu. Jeśli ktoś z Was myśli o zapoznaniu się ze "Zwiadowcami" to radzę iść chronologicznie. Przyznanie pierwszeństwa "Królewskiemu zwiadowcy" okazałoby się błędną decyzją. Wmawiam sobie, że to jednorazowa wpadka. Liczę, że kolejne tomy (tak, będą takowe) sprostają moim oczekiwaniom i z dumą będę je mógł postawić obok poprzedników.

Za egzemplarz dziękuję portalowi literatura.juventum.pl. Tak także pierwotnie ukazała się recenzja.

1 komentarz:

  1. Uwaga, w tym komentarzu są spoilery.


    Zgadzam się, najgorsza część.
    Autor stanowczo przesadził z tymi kilkunastoma latami. Przecież w tym czasie tyle mogło się zdarzyć! Śmierć Alyss także była przegięciem - dotychczas seria była optymistyczna, a tu nagle jedna z ważniejszych postaci umiera bez żadnej zapowiedzi ani wprowadzenia. Tylko coś w stylu "Od śmierci Alyss minęło półtora roku", prawda?
    Samo postarzenie się bohaterów było dla mnie sporym szokiem, a tu jeszcze taka strata.
    Od tej książki zalatuje przemijaniem, a to zawsze ludzi trochę przerażało.
    Wolałabym zachować w umyśle wizję Willa jako optymistycznego, roztrzepanego młodzieńca, a Halta jako silnego mężczyzny, który jednak nie jest na tyle stary, by nie móc sprawować swoich obowiązków.
    Do tego Maddie jest mało wyrazista - najpierw rozpuszczona do granic możliwości, a później niemalże bez skazy.
    Okropne.
    Przepraszam, że to taka mała recenzja, ale gdzieś musiałam to napisać i zobaczyć, czy inni się ze mną zgadzają.

    OdpowiedzUsuń