sobota, 18 stycznia 2014

Wołyń we krwi 1943 - Joanna Wieliczka-Szarkowa


Liczba stron: 402
Wydawnictwo: AA
OCENA: 10/10

Szkoła przybliżając nam losy Polski podczas IIWŚ skupia się tylko na okrutnych działaniach III Rzeszy oraz bestialstwie Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Mało kto wie, iż nasze ziemie były świadkami następnej tragedii, zrealizowanej przez ukraińskich nacjonalistów. O tym się praktycznie nie mówi. Podręczniki zawierają skąpe informacje (jeśli już je mają), a sama literatura nie rozpieszcza. "Wołyń we krwi 1943" jest jedną z nielicznych książek na ten temat.


Pierwsza część książki przybliża nam dzieje Wołynia i jego okolicznych dzień do momentu wybuchu drugiej wojny. Znaczna jej część została poświęcona 20-leciu międzywojennemu, jednak znajdziemy tutaj wiele fragmentów mówiących o wcześniejszych wiekach. Z kart historii wiemy, że te tereny przez bardzo długi okres czasu należały do Polski. Pierwszy bunt miał miejsce w XVII wieku. To wtedy Chmielnicki powiedział "dosyć" i był bliski pokonania dumnej I RP. Następny bunt zaczął się kiełkować w latach '30 XX wieku. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów działała po cichu, by wybuchnąć w latach '40. Wróćmy jednak do poprzedniej dekady. Do momentu wybuchu wojny nikt nie pomyślałby, że kresowców czeka zagłada. Oba narody żyły bezproblemowo. Owszem, dochodziło do licznych potyczek, ale bardziej w grze politycznej. Sama ludność, szczególnie na wsi, żyła w dobrych stosunkach. Całość zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 

Nacjonaliści uważali nas, Polaków, za wrogów narodu. Jedynym rozwiązaniem było wyeliminowanie ich z ukraińskiego terytorium. Autorka sugeruje, że początkiem morderczej serii był atak na wieś Parośl zamieszkiwany przez 27 rodzin. Nikt nie przeżył. Nacjonaliści obchodzili się naszymi rodakami w sposób niezwykle okrutny. Ich mordercze metody często były skomplikowane, okrutne i przesycone cierpieniem. Nigdy nie pomyślałbym, że tak można się obchodzić z człowiekiem. Czyny nacjonalistów przechodzą ludzkie pojęcie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kierowali się tylko "oczyszczeniem" ziem Ukrainy od jej wrogów. Nieznany jest inny powód (oprócz tych, które zaprzeczają użyciu słowa "ludobójstwo", m.in odwet). W wyniku ich działań z map zniknęła bardzo duża ilość wiosek. One nigdy już nie powrócą, a na ich miejscu stoi jedynie krzyż upamiętniający tę masakrę. 

Nie możemy jednak zapomnieć o "dobrych" Ukraińcach. Zdarzały się przypadki, gdzie ich życzliwość i dobro serca uratowało wiele istnień ludzkich. Nie raz przechowywali u siebie w domu poszukiwanych Polaków, narażając tym samym swoje życie. Czyn wspaniały, acz rzadki. Dlatego też nie można wszystkiego uogólniać i za każdym razem musimy wspomnieć o NACJONALISTACH ukraińskich. 

Czy AK było tym zainteresowane? Początkowo nie. Przyczyny tego nie są wiadome. Może niedowierzanie i wiara w brak powtórki? Faktem jednak jest późniejsza walka żołnierzy AK. Rozpiętość frontu sięgała do 100 km, ale same działania miały na celu jedynie powstrzymanie ludzi OUN i UPA (Ukraińska Powstańcza Armia). Zabronionym było zniżenie się do poziomu reprezentowanego przez nacjonalistów. 

Joanna Wieliczka-Szarkowa napisała wspaniałą książkę. Chapeau bas dla niej, ponieważ podjęła się bardzo drażliwego i delikatnego tematu. Dodatkowym atutem jest skąpa ilość książek poświęconym Wołyniu. Podczas czytania tejże książki nie opuszczały mnie dreszcze na ciele. Do teraz jestem w szoku. Książkę polecam absolutnie każdemu. Uważam, że o tej historii powinni wiedzieć wszyscy obywatele RP. Mam również nadzieję, że tragedia Wołynia zostanie oficjalnie nazwana "ludobójstwem" jeszcze za mojego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz