Liczba stron: 320
Wydawnictwo: mg
OCENA: 4+/10
Książka Katarzyny Enerlich Pt. „Prowincja
pełna czarów” jest już piątą częścią popularnego w Polsce cyklu.
Przyznaję, że wcześniej się nie spotkałem z jej twórczością. Ani w
księgarniach, ani w bibliotece. Praktycznie nigdy nie odwiedzam półek poświęconych
temu typowi literatury. Dlaczego zrobiłem wyjątek? Zostałem niezwykle zachęcony
tekstem na tyle książki, a także Mazurami. W tej krainie jestem zakochany i
bardzo chciałbym tam wrócić choć na kilka dni. Liczyłem, że książka Katarzyny
Enerlich wywoła u mnie fantastyczne wspomnienia z chwil spędzonych w Krainie
Jezior.
Życie Ludmiły niewiele się zmieniło. Główna bohaterka
nadal lubuje się w obowiązkach domowych, co po części pozwala zapomnieć o złych
chwilach z Wojtkiem. Związek ten przechodzi przez okres stagnacji i żadne znaki
na niebie nie przewidują pomyślnego obrotu spraw. Urocza pięcioletnia Zosia
poznaje tajniki pisania, a także pragnie poświęcić swój czas na poznanie swojej
drugiej ojczyzny – Niemiec. Mama dziewczynki w tym samym czasie rozpoczyna
prace nad kolejną książką. Tym razem skieruje się ku lokalnym pruskim legendom.
Podczas prac zauważa pojawienie się tajemniczej kobiety. Osoba ta staje się
najważniejszą osobą, na której koncentrują się wszyscy mieszkańcy, puszczając
tym samym na lewo i prawo liczne plotki i domysły. Kim okaże się ta kobieta i
co przyniesie zainteresowanie się jej osobą? O tym przekonajcie się sami!
„Prowincja pełna czarów” jest ozdobiona fantastyczną
okładką. Niesamowicie przykuwa wzrok i zapewne niejeden czytelnik zastanawia
się, czy wnętrze jest równie piękne. Katarzyna Enerlich wspaniale operuje
słowem. W jej bogatych i szczegółowych opisach można się zakochać. Wspaniale
oddaje klimat powieści, a także samych Mazur. Do dialogów także nie mogę
się przyczepić. Przykuwają uwagę, a czasami nawet rozśmieszają. Pióro autorki
stoi na bardzo wysokim poziomie. Jest lekkie, sympatyczne i wpadające pod każde
gusta.
Nie byłem zachwycony sposobem narracji. Główna bohaterka
bardzo często mnie irytowała, szczególnie swoimi przemyśleniami, które z czasem
zacząłem omijać szerokim łukiem. Uważam, że książka bardzo zyskałaby na
narracji trzecioosobowej. Na minus są także bohaterowie. Niestety większość z
nich była postaciami bardzo bezbarwnymi, niedopracowanymi, kiepskimi. Zostali
słabo rozrysowani, co przy piątej części cyklu nie świadczy dobrze o autorce.
Nie wyróżniali się niczym szczególnym, przez co nie mają szans na wybicie się z
szeregu i zapamiętanie przez czytelników.
Czy dostaliśmy magię codzienności wyróżnioną na tylnej
części okładki? Tak! „Prowincja pełna czarów” na pewno zalicza się do ciekawych
pozycji. Fabuła jest nietuzinkowa, a za towarzyszów mamy czarujące opisy i
magię dnia codziennego. Całą kompozycję niszczą bohaterowie i kiepska narracja.
Z takim doborem zalet i wad książka staje się pozycją ledwie przeciętną. Fakt,
iż jest to piąta część cyklu tylko obniża ocenę. Nie zaintrygowała mnie
na tyle, aby pojawiły się rumieńce na twarzy. Być może nie trafiłem z
gatunkiem, ale w każdym z nich pojawiają się perełki, a ta najzwyczajniej w
świecie do nich nie należy. Jeśli ktoś chce zatracić się w wspaniałych opisach
i samych Mazurach – to jest to książka dla niego. W innym przypadku radzę ją
pominąć. Pozycji nie polecam ani nie odradzam. Sami zdecydujcie, czy chcecie
poświęcić jej swój czas.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu mg oraz portalowi literatura.juventum.pl, gdzie pierwotnie została opublikowana recenzja.
Wiem, że autorka ma wielu fanów, ale ja swoją przygodę z jej prozą zakończyłam na "Studni bez dnia". Wprawdzie czytało mi się ją nieźle, ale miała sporo mankamentów, które mi przeszkadzały. I coś czuję, że z pozostałymi książkami autorki byłoby podobnie...
OdpowiedzUsuńTeż mam takie przeczucia i chyba są trafne. :) Skoro druga osoba tak twierdzi, czytając przy tym inną książkę - coś w tym musi być. :D
Usuń