poniedziałek, 4 listopada 2013

Dreszcz - Jakub Ćwiek


Liczba stron: 296
Wydawnictwo: Fabryka Słów
OCENA: 7/10

No nareszcie! Powiedzcie mi... ileż można było czekać na to, aby móc w końcu dorwać się do jakiejkolwiek pozycji Ćwieka? W teorii krótko. Ćwiek jest niezwykle popularny na naszym rynku, więc ktosik w głowie podpowiada nam, iż niedługo. Otóż nic bardziej mylnego! Ja czekałem ponad rok! Funduszy na brak książek brak, a biblioteka nie jest w książki Ćwieka "uzbrojona". Płacz i lament - tylko to mi pozostało... Ku chwale książkowym bogom na roku się skończyło. I to z jakim hukiem! Dorwałem tę, w którą celowałem jako numero uno. Oto "Dreszcz"!

Katowice, osiedle Tysiąclecia. Tam poznajemy mężczyznę w średnim wieku, który nie rozstaje się ze swoją gitarą i znoszoną już ramonesówką. Na imię mu Ryszard Zwierzchowski. Dla kumpli po prostu "Zwierzu". Wystarczy nam jeden rzut oka na jego osobę i już wiemy z kim mamy do czynienia. To rockman w najczystszej postaci, dla którego hasło "sex, drugs and rock'n'roll" to życiowa dewiza. 

Rychu znajduje się na utrzymaniu córki (jednej z wielu) mieszkającej w Stanach. Nie potrzebna jest jemu praca, stały zarobek. Jeśli chcemy go zadowolić wystarczy puścić AC/DC i Zwierzu odlatuje do swojego świata. Wszystko się zmienia wraz z pojawieniem się burzy. Dlaczego taki śmieszny powód? Otóż nasz rockman zostaje trafiony piorunem w głowę... Facet to przeżył, a w dodatku niebiosa obdarowały go nadzwyczajnymi umiejętnościami! Potrafi strzelać z palca wiązkami elektrycznymi. Między innymi! Tak więc można śmiało stwierdzić, iż narodził się nam nowy, pochodzący z Polski superbohater! Tylko teraz pojawia się pytanie: czy dla osoby, która nie ma żadnych ambicji, planów taki dar nie okaże się zbyt wielką odpowiedzialnością? Sprawdźcie sami.

"Dreszcz" jest wypełniony nawiązaniami do popkultury, zwłaszcza muzycznej. Główny bohater, czy raczej superbohater, naśmiewa się z polityki, gejów. Swoimi tekstami momentami szokuje, ale wywołuje respekt z braku strachu przed konsekwencjami. To, co podobało mi się najbardziej to tekstowe wkładki klasyki rocka. Nawet nie wiecie jak fantastycznie czytało się tę książkę, gdy w tle była puszczona płytka AC/DC, tudzież GnR, a my akurat czytamy tekst przykładowo "Don't cry" od Guns n'Roses. Książka ma niepowtarzalny klimat. Dla mnie, jako fana metalu i rocka coś takiego wywołało jedyny i niepowtarzalny uśmiech.

Rychu z automatu zyskał moją sympatię. Jego charakter jest bardzo oryginalny, zadziorny, szokujący, a czasami irytujący. Co z tego, skoro na następnej stronie cieszymy się razem z nim. Spory udział w naszym postrzeganiu rockmana ma jego przyjaciel Alojzy. Jego rola skupia się głównie na dostarczeniu rozrywki czytelnikom. Często rozpoczyna zabawne dialogi, dzieląc się gwarą śląską. Dla osób posługujących się nią na co dzień będzie to kolejny plus.

"Dreszcz" to lekkie czytadło, które nie wymaga od nas wielkiego zaangażowania. Jeśli ktoś szuka refleksji, tzw. "głębi" to tutaj jej nie znajdzie. Całość z pozoru wydawała mi się świetna. Stosunkowo często jednak rzucało mi się w oczy niefajne przedstawienie płci pięknej. Kobiety zostały potraktowane trochę przedmiotowo. Większość z nich, jak nie całość, to kobiety, którym w głowie tylko sex, mizdrzenie się do facetów etc. Życie rockmana rządzi się swoimi prawami. Ja to doskonale rozumiem, ale ten aspekt był ciężki do zgryzienia. Może po prostu zależy to od światopoglądu. Tak czy inaczej traktuję to jako minus.

Podsumowując, Jakub Ćwiek zaserwował mi to czego oczekiwałem. Dużo humoru, częste nawiązania do popkultury, lekki i łatwy do "skonsumowania" język, świetne rozrysowanie głównych bohaterów. Do pozycji z pewnością kiedyś powrócę. Żadna czytana przeze mnie książka nie miała tak rockowego klimatu. A szkoda. Brakuje mi czasami porządnego... walnięcia. Polecam wszystkim tym, którzy chcą oderwać się od rzeczywistości. Dla fanów rocka i metalu - pozycja obowiązkowa. Pozycja, wobec której nie możecie przejść obojętnie!

Na koniec podzielę się z Wami dwoma piosenkami, które obowiązkowo słucham każdego dnia oraz nawiązują do książki. Bez nich jest... inaczej. Jest jeszcze trzecia... Ale o niej wspomnę przy innej okazji. :)

Back in black


oraz Welcome to the Jungle!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz