czwartek, 31 października 2013

Ziarna Ziemi - Michael Cobley


Liczba stron: 608
Wydawnictwo: MAG
OCENA: 6/10

Po tego typu literaturę sięgam bardzo rzadko. Zwykle robię to albo z braku wyboru wśród książek, albo kieruje mną wewnętrzna potrzeba. Tym razem pomyślałem sobie o "Grze Endera". Skoro tamta pozycja była na bardzo wysokim poziomie, to dlaczego nie ta? Do tego doszła kapitalna okładka, chwytliwy tytuł, odpowiednia grubość no i sprawdzone wydawnictwo. Nie zastanawiałem się długo. Postanowiłem zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę... A może na coś pomiędzy?

Nasza planeta została zaatakowana przez nieznany nikomu gatunek Rojów. Mieszkańcy Ziemi nie byli przygotowani na spotkanie z inteligentnymi istotami, a co dopiero na ich zdecydowaną i niezwykle potężną inwazję. Wywołanie tejże wojny rozsiało panikę na powierzchni, a jej przebieg i drastyczność przyparła Ziemian do muru. Ogłoszenie kapitulacji było najrozsądniejszym wyborem, ponieważ całej ludzkości groziła zagłada. Na przekór wszystkiemu postanowiono wysłać w przestrzeń kosmiczną trzy statki kolonizacyjne, których zadaniem było błądzenie po wszechświecie tak długo, aby odnaleźć planetę nadającą się do stworzenia kolonii ludzi. Warto nadmienić, iż statki te zostały wysłane w trzy różne strony.


Gdy już wszelkie nadzieje zostały rozwiane, okazało się, że jednemu ze statków kolonizacyjnych udało się zrealizować misję. Ziemianie wylądowali na planecie Dorien zamieszkanej przez autochtoniczny lud Uvovo. Tubylcy nie byli obojętni wobec tragicznego losu przybyszów i postanowili udzielić im pomocy.

To właśnie tutaj zaczyna się akcja powieści, dokładnie 150 lat po dramatycznych momentach ludzkości. Kolonistom żyje się bardzo dobrze. Ich stosunki z Uvovo są doskonałe. Uzupełniają się nawzajem pod każdym względem, podnosząc swój status. Wszystko się zmienia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy mieszkańcy Dorienu dowiadują się o niespodziewanym przybyciu statku pochodzącego z Ziemiosfery (dawnej planety Ziemia), powszechnie uważanej za zlikwidowaną. Sytuację komplikuje wiadomość przybyszów o kolejnym nieproszonym gościu, a mianowicie ich sojuszniku Hegemonii Sendrukańskiej, którzy pomogli Ziemianom w odparciu ofensywy Rojów. W tej, sami przyznacie, dosyć skomplikowanej sytuacji znajduje się Greg i jego wuj Teo, którzy domyślają się prawdziwych zamiarów Hegemonii oraz niechcący wtrącają się  w walkę głów trzech nacji. Jakby tego było mało, do planety Uvovo zbliża się wrogo nastawiona jednostka pragnąca siać zamęt i zniszczenie...

"Ziarna Ziemi" to powieść wielowątkowa. Autor zdecydował się na wkomponowanie wielu bohaterów w akcję powieści. Dzięki temu historia jest głębsza, doskonalsza i wiarygodniejsza. Rozdziały są à la Martinowskie, dzięki czemu nie pogubimy się przez dużą ilość postaci. Czy taki pomysł się sprawdził? O ile w "Grze o tron" owszem, tak tutaj niezupełnie. Ich mnogość bardzo spowalnia akcję. Docieramy do dwusetnej strony, a akcja nie rusza ani odrobinę. Wszystko rozkręca się zdecydowanie za wolno, a my w tym czasie porządnie się nudzimy i tracimy cierpliwość.

Sami bohaterowie są ciekawie rozpracowani. Nie wszyscy zyskali moją sympatię, bo tak się w tym przypadku po prostu nie da, ale z całą pewnością zostaną zapamiętani, zwłaszcza wuj Teo.
Plusem okazała się także planeta Darien oraz jej autochtoniczni mieszkańcy. Ich prawdziwa i skrywana natura jest bardzo ciekawa, nie inaczej z samą planetą. Walki? Także na plus. Autor bardzo dobrze budował napięcie poprzez barwne opisy.

Co do samych opisów... Ich wysoka nota na tle scen bitewnych to nie wszystko. Na nasze nieszczęście było ich zdecydowanie za dużo, a wobec wolnej jak ślimak akcji, braku napięcia stawały się bardzo męczące. Do tego dochodzi trudny i specyficzny język autora. Niejednego czytelnika coś takiego odstraszy. Wielka szkoda, iż nie zamieszczono na końcu książki słowniczka. Wobec wielu nowych pojęć takie rozwiązanie byłoby na wagę złota!


Podsumowując, "Ziarno Ziemi" jest pozycją zdecydowanie nietypową. Ilość plusów stoi na równi z minusami, jednak pozytywy są na tyle niezauważalne, że aż przytłaczane. Brak akcji, słabe tempo, ogromna liczba bohaterów, za długie opisy to zasadnicze negatywy. Sama fabuła jest bardzo interesująca, a kolonizacja innych planet przez mieszkańców Ziemi w obliczu jej zagłady nietuzinkowa i chyba niespotykana na rynku. Samą powieść można określić jako połączenie przygodówki z kryminałem na tle science-fiction. Jeśli ktoś lubi takie klimaty, to ta pozycja będzie idealna. Mnie troszkę przeraziła i pozostawiła spory niesmak. Coś mi się wydaje, że kiedyś do niej wrócę. Oby Wam sprawiła masę przyjemności, ponieważ ma takie zdolności. Trzeba jedynie trafić w gusta i oczekiwania.


Książkę do recenzji otrzymałem za pośrednictwem portalu literatura.juventum.pl. Tam też pierwotnie ukazała się recenzja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz